Wydarzeniem piątku na rynkach finansowych jest publikacja comiesięcznych danych z amerykańskiego rynku pracy. Zostaną one opublikowane o godzinie 14:30. Analitycy prognozują, że w listopadzie stopa bezrobocia w USA pozostała na poziomie 3,7 proc., zatrudnienie w sektorze pozarolniczym wzrosło o 200 tys., po tym jak w październiku odnotowało wzrost o 261 tys., a roczna dynamika płac tygodniowych wyhamowała do 4,6 proc. z 4,7 proc.

Rynki akcji będą patrzyły na te raporty przez pryzmat kolejnych decyzji Fed ws. stóp procentowych. Stąd też najbardziej optymistyczną dla giełd opcją byłby niewielki wzrost bezrobocia, wzrost zatrudnienia w okolicach 100 tys. i dynamika płac poniżej prognozowanego poziomu 4,6 proc. R/R. Takie dane zostałyby odebrane jako kolejne potwierdzenie hamowania amerykańskiej gospodarki i czynnik dezinflacyjny. I wprawdzie to nie zmieniłoby oczekiwań co do wyników grudniowego posiedzenia Fed, bo rynek wciąż będzie oczekiwał podwyżki o 50 punktów bazowych, ale na pewno wpłynęłoby na spadek oczekiwań co do docelowego poziomu stóp w USA. A to już wystarczyłoby, żeby indeksy ruszyły do góry. Szczególnie, że niższe docelowe stopy Fed będą miały przełożenie na niższe stopy w innych gospodarkach.

Gorsze od prognoz dane mogą pchnąć w górę indeksy, ale nie mogą to być dużo gorsze od prognoz dane. Takie bowiem przestraszyłyby inwestorów. Zostałyby potraktowane jako sygnał, że dotychczasowe agresywne podwyżki stóp wywołają głębszą recesję, co następnie przełoży się na duży spadek zysków firm. Dlatego np. wzrost stopy bezrobocia do 3,9 proc. i spadek zamiast wzrostu zatrudnienia w sektorze pozarolniczym, wywołałby ucieczkę inwestorów.